Bronisław Tomecki - wspomnienie
Bronek należał do tych
ludzi cichych, których obecność ma wielkie znaczenie dla otoczenia.
Zgodny, prawie zawsze uśmiechnięty i pogodny, był doskonałym
organizatorem. Umiał łączyć codzienną uprzejmość, a nawet serdeczność
dla kolegów, z działaniem energicznym i nieustępliwym, jeżeli to było
konieczne.
Gdy Go poznałam, nie
uczył już w szkołach, lecz pozostał zamiłowanym nauczycielem młodzieży i
dorosłych. Interesował się szeroko wychowaniem estetycznym i miał duży
wkład w różne jego programy a także organizację.
Obdarzony z natury
talentem, dodawał do niego pracowitość i gdy koledzy wymieniali
starannie po kilka własnych wystaw, to wystaw Bronka nie można było się
doliczyć! Mówił skromnie, że ilość ich zależy od łatwego transportu
grafiki, podczas gdy szkło, ceramikę, a nawet oleje, znacznie trudniej
wysyłać, ale my wmawialiśmy Bronkowi kokieterię, że tak umniejsza
wartość swych pięknych grafik!
Bronek najbardziej chyba lubił pejzaże i drzewa w przestrzeni. Formaty
grafik nie były bardzo wielkie, być może, ograniczała ich rozmiar
starożytna prasa, którą miał w pracowni.
Tę pracownię
wspominali ze wzruszeniem wszyscy, co w niej bywali, tak duże były i
gościnność, i serdeczność gospodarza, a także samo wnętrze było bardzo
ciekawe. Wchodziło się na górę po drewnianych schodach, jak gdyby
niedokończonych, bo przeświecało przez nie za wiele powietrza, aż brał
strach. Ściany, a również sufit pracowni były, wszystkie skośne i
pochyłe, łatwo dostępne, pomalowane biało. Goście mogli na nich
umieszczać swoje podpisy i doraźnie tworzone dzieła sztuki. Ta
szczególna sentymentalna wystawa otaczała wchodzących i od razu dawała
nastrój bohemy artystów! Pamiętam wyraźnie jeden wieczór, po wystawie w
Ośrodku Kultury Czechosłowackiej.
Na
wernisażu znajomego rzeźbiarza czeskiego Jozefa Schwarza w 1967 zabrakło
nieoczekiwanie kogoś bardzo ważnego, ale rzecz uratował Bronek,
wygłaszając, na otwarcie, wspaniałe przemówienie! Bronek, jako Polak,
był zawsze gościnnym gospodarzem i gdy na wernisaż przyjechali Czesi,
Krepelkowie, którzy nas wcześniej serdecznie przyjmowali w Pradze,
Bronek urządzał dla nich przyjęcia, zapraszał do opery, a dla Vilki
Krepelkowej kupił najpiękniejszy koszyczek, ponieważ w Czechach
kręciliśmy nosem na miejscowe wyroby z wikliny, zapewniając, że wszystko
jest w Pradze świetne, ale jednak rychliki i koszyki mamy lepsze w
Polsce /rychlik to po czesku pospieszy pociąg/.
Bronek działał w
Związku Polskich Artystów Plastyków w Komisji Pedagogicznej i brał
udział w międzynarodowych Kongresach Wychowania Estetycznego /INSEA/.
Wiele robił też dla starszych wiekiem kolegów organizując spotkania w
Klubie Seniora i - co nie było łatwe - plenery dla seniorów, bardzo
wygodne i w pięknych okolicach.
Jeden z plenerów, dla starszych artystów, był w Ciechanowcu, na terenie
Muzeum Rolnictwa. Jest tam skansen z licznymi starymi budynkami, w
pobliżu znajduje się zabytkowy młyn, a więc co dzień rozchodzili się po
okolicy malarze z kasetami. Bronek zawarł z dyrektorem muzeum
Kazimierzem Uszyńskim dobre umowy i to był wyjątkowo komfortowy plener.
Przyzwyczajeni na plenerach do warunków raczej spartańskich, nie
mogliśmy wyjść z podziwu, że kuchnia podaje takie specjały, o jakich nie
śniło nam się w Warszawie, i wszystko własnego wyrobu, nawet wędliny. Z
tego luksusu wynikła raz kłopotliwa sytuacja. Była jakaś uroczystość i
muzeum wystąpiło z ucztą dla artystów i zaproszonych gości. Siedziałam
koło księdza proboszcza, który czując się również gospodarzem,
najserdeczniej zapraszał gości, by jedli, a na stole, wśród wybornego
jadła, królowały świetne wędliny. I nie byłoby sprawy, gdyby nie data
tej uczty, bowiem był piątek, a więc post katolicki i biedny ksiądz
znalazł się w rozterce, czy może miłych gości namawiać do grzechu? A
wszystko z nadmiaru dobra i za to odpowiadał Bronek!
Zofia Maria Czerwosz (artysta plastyk)
wrzesień 2005
|
Uroczystość
odsłonięcia tablicy |